wtorek, 29 stycznia 2013

Acapulco

Przejazd z Taxco do Acapulco nie zajął nam zbyt dużo czasu. Pierwsze dwie godziny to sporo zakrętów. Krajobraz suchy, surowy. W miarę czasu roślinność stawała się zieleńsza, ostre wyschnięte krzewy zastąpiły kaktusy, a nawet palmy. Ostatnie 100 km pokonaliśmy sprawnie piękną autostradą, dość pustą, bo drogą.

Acapulco kojarzy mi się przede wszystkim ze skokami ze skały.
La Quebrada

Widok na zatokę Acapulco z okna dość eleganckiego hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Trochę na przekór. Po to, aby bardziej doceniać w kolejnych dniach (mam nadzieję) naturę i prostotę.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Puebla - Tepoztlán - Taxco

Znowu jestem w Meksyku. To moja piąta już podróż do tego fantastycznego kraju. Ten wyjazd jest długo wyczekiwany, nie było mnie tu już parę lat. Od poprzednich podróży różni się tym, że przez cały czas będzie mi towarzyszyć Małgosia. Nie mamy w planie pokonywać wielkich przestrzeni. Odwiedzimy wiele miejsc już znanych. Bez pośpiechu. To będzie z pewnością wspaniały miesiąc.
Podróżować będziemy, jak zawsze, motocyklem. Meksyk i motocykl, to idealne połączenie nie byłoby tak łatwe do zrealizowania, gdyby nie Monika, która mieszka w Puebli. Moją fascynację Ameryką Łacińską zawdzięczam właśnie Monice. Monika i Joaquin goszczą nas wspaniałomyślnie za każdym razem, kiedy od ich domu rozpoczynamy i tam też kończymy podróże. Są też mili przechowywać nasze motocykle, całymi latami. 
Monika jest artystką, co nie przeszkadza jej coraz lepiej poznawać technikę. Tym razem przyjechałem na gotowe, nic tylko wsiadać i jechać. Monika z przyjaciółmi wszystko załatwiła; service, transport do warsztatu. Naprawdę nie wiem, jak dziękować.

W ostatnich miesiącach garażem stała się pracownia Moniki. Piękna rzeźba, prawda?

Puebla, czwarte co do wielkości miasto Meksyku leży dwie godziny na południe od miasta Meksyk. Górują nad nią dwa wulkany, Popo i Izta. Według legendy ludu Nahuatl Izta była księżniczką, która zmarła z żalu, kiedy dowiedziała się o śmierci Popo (Popocatepetl). Wieści nie były prawdziwe. Po swoim powrocie zrozpaczony Popo odebrał sobie życie. Bóg przysypał oboje śniegiem i zamienił w bliskie góry. 
Izta jest nieczynnym wulkanem. Nad kraterem Popo zawsze unosi się para. Często, choć w sposób nieprzewidywalny, Popo potrafi też posypać popiołem.

Do Puebli przyjechaliśmy w piątek późnym wieczorem. W sobotę i niedzielę cieszyliśmy się spotkaniami z meksykańskimi przyjaciółmi, od paru lat niewidzianymi. Mieliśmy też okazję poznać nowych.
W niedzielny wieczór na zocalo jest pełno ludzi. Małgosia i ja dołączyliśmy do tłumu.



Z Puebli wyjechaliśmy w poniedziałek. Mimo, że tym razem jestem wyposażony w GPS, musieliśmy trochę pokluczyć, aby trafić na właściwą drogę. Nie dlatego, że nie wiedziałem, gdzie ona jest. Trudność polegała na tym, że nie potrafiłem na nią w miarę bezpiecznie wjechać. Trzeba się przyzwyczaić do tutejszego ruchu drogowego.


Na obiad zjechaliśmy do malowniczego Tepoztlán. Ma tytuł "Pueblo Mágico", jak najbardziej zasłużony. Podobno mieszkają tu czarownice. Nad miastem wznosi się góra Tepozteco, która wytwarza specyficzne pole magnetyczne. Po kolorach widać, że skały zawierają miedź.

Ważnym zabytkiem Tepoztlán jest klasztor. Murale na bramie prowadzącej do klasztoru ułożone są z nasion.



Wieczorem dojechaliśmy do Taxco, miasta słynącego ze srebra.
Wąskie, kręte kamienne uliczki są malownicze.

Dostarczają też zabawy.

W hotelu Los Arcos urzekło nas drzewo. Nazywa się Jacaranda. Jest charakterystyczne dla tego regionu. To "nasze" musi być stare, ponieważ rosło już, zanim wybudowano "Los Arcos", a było to podobno w 1620r. Jacaranda wyrasta z patio, a wznosi się ponad taras na dachu.